sobota, 20 kwietnia 2013

Say "bai bai" (part 1)

Ciemne ubranie dawało mu anonimowość. Stapiał się z tłumem szarych, zwykłych ludzi i nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Ubrany był teraz w czarną marynarkę, skórzane spodnie które ściśle przylegały do jego zgrabnych umięśnionych nóg, nie krępujących jednak jego ruchów. Pod marynarką widniała czarna koszulka, a na szyi wisiały dwa, ciężko wyglądające łańcuszki. Jak zwykle miał dużo kolczyków w różnych miejscach na twarzy. Dwa z nich na samej górze nosa, pomiędzy oczyma. W dolnej wardze miał ich pięć i jeden tkwił w brwi. Jego tęczówki przykryte były dużymi i upiornymi soczewkami, a całość zwieńczał dobrany makijaż, który optycznie powiększał jego oczy. Grzywkę miał upiętą na czubku głowy, ale dwa jej pasma opadały na skronie i zakrywały kąciki oczu. Reszta blond włosów o czarnych końcówkach luźno spływała na jego ramiona. Mimo swojego nieco upiornego wyglądu, uznawany był za kogoś atrakcyjnego. Uśmiechnął się samymi kącikami ust. Podobno to jego aura tajemniczości tak przyciąga do niego kobiety, a także nierzadko mężczyźn. Zupełnie jak ćmy do ognia.
Przyspieszył nie znacznie krok. Za dwadzieścia minut miał spotkać na swojej drodze samego Akihiro-san, szefa jednego z klanów yakuza, która rządziła Japonią, która miała taką siłę, że bano się jej nawet poza granicami kraju. Miał go sprzątnąć w chwili gdy będzie wychodzić z restauracji. Wyjąć broń spod marynarki i wycelować mu kulkę w serce, lub między oczy. Uśmiechnął się teraz szerzej. Na ten uśmiech kilka osób zagapiło się i wpadło na innych przechodni, co wywołało w Hitsugi’m cichy niepokojący śmiech.
Yomi nie spieszył się. Noc była o tej porze roku bardzo ciepła, a jego cel o znanej mu godzinie, opuści restaurację. Szedł więc spokojnym krokiem. Dwie długie chustki, niby szale luźno wisiały na jego karku. Poza tym ubrane miał czarne, podarte jeansy i czarny zapinany sweterek, pod którym nie miał już nic więcej oprócz własnego ciała. Przez to, że był tak niski i raczej delikatnej urody, nikt raczej nie podejrzewał, że był płatnym mordercą, który właśnie zmierzał ku swojej kolejnej ofierze. Dzisiaj Akihiro wyjdzie tylnym wyjściem, udając się od razu na parking do swojego samochodu, i właśnie tam go załatwi. Dzisiaj nie miał mieć wielu ochroniarzy, więc Yomi sądził, że pójdzie jak po maśle. W końcu skręcił do podziemnego parkingu, lokalizując samochód yakuza. Nie miał zamiaru zabijać tych dwóch, którzy pilnowali wozu, gdyż Akihiro mógłby się domyślić, że coś jest nie tak. Podszedł jak najbliżej się da i jeszcze raz sprawdził swoją broń. Uśmiechnął się pod nosem do samego siebie i ustami lekko musnął zimną stal. „Zaraz ładnie sobie zarobimy”, pomyślał i jak najciszej potrafił, przeładował.
Hitsugi zachował zimną krew, gdy jego szef zadzwonił i powiedział o tym że plany uległy zmianie i Akihiro będzie wychodzić tylnym wyjściem na parking. To całkowicie psuło plany Hitsu, który nieco przyśpieszył krok. Mijał ludzi którzy o tej porze nigdzie się nie spieszyli. Szli rozmawiając ze swoimi znajomymi, lub rozmawiając przez telefon, umawiając się na spotkania i omawiając różne inne sprawy. Był przecież piątek i ludzie chcieli się zabawić. Hitsu poprawił sobie humor myślą, że i on się zabawi, bo czy nie było zabawnym zabijanie? Ta adrenalina krążąca w żyłach! Zapach krwi! Krzyk ofiary! Kochał to wszystko. Uwielbiał. Nie potrzebował pieniędzy, był po prostu sadystą. Najzwyczajniejszym w świecie sadystą, chociaż sam siebie wolał nazywać artystą mordu. Kiedy dotarł do parkingu za restauracją, skrył się za betonowym filarem. Było ciemno, ale odnalazł samochód Akihiro i dwóch stojących przy nim ochroniarzy. Gdzieś dalej zauważył jakąś postać o blond włosach. Zmrużył niebezpiecznie oczy widząc błysk lufy. Sam wyjął swoją broń, uśmiechając się lekko. Niestety nie mógł jeszcze zabić tego, który najprawdopodobniej chciał przeszkodzić mu w robocie, gdyż strzał zaalarmowałby dwoje ludzi Akihiro, a ich martwe ciała ,czy też brak ich, zaalarmowałby samego Akihiro i jego świtę. Nagle po parkingu rozległ się odgłos kroków. Pojawił się jego cel. Hitsugi nie miał na razie nic innego do roboty jak czekać, aż się zbliżą. Wiedział, że pozabija ich wszystkich i najpewniej pomoże mu w tym gość, czający się z drugiej strony, który na samym końcu także zginie.
Yomi również usłyszał kroki. Przygotował się, czekając aż ofiara pojawi się na celowniku. „Bogowie, przebaczcie im wszystkie grzechy”, pomyślał i nacisnął na spust, gdy tylko zobaczył szefa yakuza. Nie był tego pewien, ale wydawało mu się, że usłyszał dwa odgłosy wystrzału i że Akihiro oberwał i w głowę, gdzie sam Yomi celował i w serce. Postanowił jednak zbadać sprawę, kiedy wykończy resztę ochroniarzy, którzy zdezorientowani zaczęli strzelać gdzie popadnie. Yomi zsunął się niżej po kolumnie, i przyklęknął, strzelając do ludzi Akihiro, którzy chyba łudzili się jeszcze, że ich szef żyje. Musiał zmienić miejsce, ponieważ tamci za bardzo się zbliżyli. Uciekł w bardziej zaciemnioną część parkingu.
Hitsugi zaśmiał się słysząc krzyk postrzelonego Akihiro. Szczęśliwy jak dziecko bawiące się w piaskownicy, zaczął przemieszczać się po ciemnym parkingu, ukrywany przez samochody i filary. Strzelał do zdezorientowanych goryli Akihiro, którzy mieli powód do przerażenia. Każdy umierał trafiony z innej strony. Jakby zostali otoczeni. Na dodatek w parkingu rozbrzmiewał głośny i dźwięczny śmiech. Hitsu był zachwycony zabijaniem i przyglądaniem się tryskającej z ran krwi. Przyglądaniem się temu jak z ofiar uchodzi zycie. W końcu został tylko on sam, nieznajomy blondyn i kwiczący ze strachu ochroniarz.
Yomi i Hitsu wyszli sobie na przeciw. Między nimi znajdował się jedynie przerażony człowiek, w którego obaj celowali swoimi spluwami.
„Cholera.. Więc to on strzelał…” pomyślał Yomi, patrząc nad ostatnim ochroniarzem, na drugiego mężczyznę z bronią w ręku. „Muszę strzelić i uciekać, bo to ostatni nabój… Jeśli tamten mnie dorwie, będzie źle. Nici z wypłaty, no i… Kim on jest do cholery?” zastanowił się i nie czekając dłużej, strzelił, od razu odskakując do tyłu i za filar.
- Kto cię przysłał?! – zawołał, przeładowując broń. „Usunąć go, czy nie?” zastanawiał się, mając nadzieję, że ten go nie podejdzie. „Zabiję go jeśli tylko on zechce zabić mnie”, postanowił.
Hitsugi oddał strzał do ostatniego z ochroniarzy równocześnie z Yomim. Bezszelestnie przebiegł przez ciemny parking. Zaskoczył drugiego mordercę wyłaniając się zza filaru i jedną ręką przygważdżając go do niego. Z lekkim uśmiechem spojrzał się z góry na blondyna.
 - Kto mnie przysłał? Na pewno nie ktoś, kto przysłał ciebie… – odpowiedział spokojnym i głębokim głosem. Drugą ręką wytrącił berettę, którą trzymał Yomi. Zrobiło mu się dziwnie przyjemnie gdy zobaczył w oczach blondyna strach – Boisz się śmierci? – zapytał i przesunął lufą swojego srebrnego pistoletu po szyi chłopaka, obserwując bardzo uważnie jego reakcje. Bał się i Hitsu wręcz poczuł jak się trzęsie, jak jego ciałem wstrząsa dreszcz. Przesunął się powoli, ciepłą jeszcze spluwą po skórze nieznajomego chłopaka. Wzrokiem powędrował za pistoletem, którym dotarł do sutka. Powoli podniósł spojrzenie na blondyna zaczynając końcem lufy ocierać się o jego mały sutek. Powietrze w tej chwili stawało się coraz gęściejsze, przesycone erotyzmem, gdy Hitsu wpatrywał się z coraz większym pożądaniem na młodego, zdawało by się chłopca, kiedy przesuwał swoim pistoletem po jego zgrabnym ciele. Po jego nagiej i ciepłej skórze, która lekko lśniła od potu.
Spojrzenie Yomi’ego powędrowało za pistoletem, który z brzdękiem upadł na ziemię, po czym szybko wróciło do twarzy drugiego mordercy. „Niech go szlag… Jest lepszy ode mnie… I po wypłacie do chuja pana… Pieprzyć wypłatę! Już jestem martwy!”, pomyślał. Nie mógł jednak stać jak cielę i patrzyć się na drugiego mężczyznę, który, jak Yomi’emu się wydawało, odczuwał przyjemność z zabijania i jeśli mógł, to także z dręczenia swoich ofiar. „Szaleniec”, pomyślał, czując jak ciepła końcówka spluwy, którą tamten trzymał, z premedytacją ociera się o jego sutek.
- Na pewno nie pracujemy dla tej samej osoby – przyznał, wpatrując się teraz w zakryte przez soczewki, oczy drugiego – Kto nie bałby się śmierci, musiałby mieć do końca przesrane życie, albo kompletnie nasrane we łbie – powiedział, nie będąc pewnym jakie są w tej chwili zamiary drugiego mordercy.
- Hmm… Obie odpowiedzi są dobre, a to oznacza, że ja… – przesunął bronią jeszcze bardziej w dół, wsuwając się w spodnie blondyna i docierając do jego męskości o którą zaczął pocierać lufą nie spiesznie, powoli pobudzając Yomi’ego – … mam całkowicie nasrane we łbie – po raz kolejny zrobił pauzę i pochyliwszy się, swoim długim i zwinnym językiem przesunął po szyi chłopaka, zostawiając na jego skórze wilgotny ślad śliny – Twoje imię? – zsunął się w dół, by wargami objąć sutek, który wcześniej drażnił pistoletem. Zassał go mocno, trącając jego koniuszek językiem. Uwalniając go po chwili z ust, uniósł głowę, mrużąc przy tym oczy. Mocniej poruszył dłonią nabijając główkę penisa Yomi’ego na otwór lufy swojego pistoletu, którym poruszał sprawnie, doprowadzając jasnowłosego mordercę do erekcji. W dalszym ciągu jedną ręką przyciskał go do ściany, patrząc na niego teraz z dołu i obserwując jego twarz, jej wyraz, gdy go pieścił. Gdy co jakiś czas wysuwał język by przesunąć nim po jego skórze czy sutku.
- Yomi… – mruknął bez zastanowienia blondyn. Nie spodziewał się zachowania mężczyzny, jakim ten popisywał się w tej chwili, podniecając go z taką łatwością. Być może swój wpływ miał tutaj też drugi czynnik, a mianowicie ekscytacja jaką Yomi odczuwał po każdym wykonanym zadaniu, kiedy jeszcze resztki adrenaliny krążyły w jego krwi. Zamknął oczy i zacisnął zęby próbując się powstrzymać, ale i tak z jego ust wyrwał się cichy pomruk. „Tylko nie strzelaj do cholery”, przemknęło mu przez myśl. Oddech blondyna zauważalnie stał się cięższy i krótszy, a jego pierś unosiła się dość szybko. Yomi czuł jak gorąco oblewa jego ciało i jak podniecenie miesza się z lękiem – A ty? – udało mu się zapytać, plecami mocno wpierając się w betonowy filar za sobą.
 - Hitsugi – wymruczał, po czym nie odzywając się, zaczął bawić się Yomi’m, drażniąc go swoimi pieszczotami, którymi sprawiał, że blondyn czuł niedosyt. Muskał jego wargi w sposób obiecujący za moment coś więcej, jednak nic nie następowało. Kąsał jego usta i przesuwał po nich swoim zwinnym językiem, co jakiś czas, zaledwie na chwilę, wkradając się do ich wnętrza, by musnąć jego dziąsło czy zęby. Gdy lekko zassał dolną wargę Yomi’ego, patrząc się na niego wzrokiem rozjuszonej bestii, wysunął spod jego spodni i bielizny pistolet, którym powoli przesunął w górę jego ciała. Przesunął po szyi drżącego z podniecenia blondyna jeszcze wyżej, aż dotarł na jego skroń. Niemal poczuł zapach jego lęku gdy przycisnął lufę do skroni, na której pulsowała żyłka – Say bai bai – wymruczał i mocno i zachłannie przylgnął do warg Yomi’ego, całując go brutalnie i agresywnie, językiem stymulując jego język, który oplatał własnym, masował i przepychał się z nim pospiesznie.
Nacisnął na spust.
Odgłos rozszedł się echem po cichym parkingu, na którym zdawało się, że słychać jedynie głośne oddechy.
- Bai bai… – wyszeptał Hitsu, przerywając namiętny pocałunek. Ostatni raz przesunął dłonią po ciele zesztywniałego teraz chłopaka. Przesunął po jego brzuchu i w jednej chwili odwrócił się i odbiegł. Nie słychać było jego kroków. Jedynie cichy śmiech i przyspieszony oddech Yomi’ego.
Yomi powoli, cały zdrętwiały ze strachu, osunął się po filarze w dół, odzyskując władzę w ciele dopiero po około jakichś pięciu minutach i dopiero wtedy gdy z odrętwienia wyrwał go krzyk jakiejś kobiety. Szybko sięgnął po swoją broń, uciekając z miejsca zdarzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz