Ciemne ubranie dawało mu anonimowość. Stapiał się z tłumem szarych,
zwykłych ludzi i nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Ubrany
był teraz w czarną marynarkę, skórzane spodnie które ściśle przylegały
do jego zgrabnych umięśnionych nóg, nie krępujących jednak jego ruchów.
Pod marynarką widniała czarna koszulka, a na szyi wisiały dwa, ciężko
wyglądające łańcuszki. Jak zwykle miał dużo kolczyków w różnych
miejscach na twarzy. Dwa z nich na samej górze nosa, pomiędzy oczyma. W
dolnej wardze miał ich pięć i jeden tkwił w brwi. Jego tęczówki
przykryte były dużymi i upiornymi soczewkami, a całość zwieńczał dobrany
makijaż, który optycznie powiększał jego oczy. Grzywkę miał upiętą na
czubku głowy, ale dwa jej pasma opadały na skronie i zakrywały kąciki
oczu. Reszta blond włosów o czarnych końcówkach luźno spływała na jego
ramiona. Mimo swojego nieco upiornego wyglądu, uznawany był za kogoś
atrakcyjnego. Uśmiechnął się samymi kącikami ust. Podobno to jego aura
tajemniczości tak przyciąga do niego kobiety, a także nierzadko
mężczyźn. Zupełnie jak ćmy do ognia.
Przyspieszył nie znacznie krok.
Za dwadzieścia minut miał spotkać na swojej drodze samego Akihiro-san,
szefa jednego z klanów yakuza, która rządziła Japonią, która miała taką
siłę, że bano się jej nawet poza granicami kraju. Miał go sprzątnąć w
chwili gdy będzie wychodzić z restauracji. Wyjąć broń spod marynarki i
wycelować mu kulkę w serce, lub między oczy. Uśmiechnął się teraz
szerzej. Na ten uśmiech kilka osób zagapiło się i wpadło na innych
przechodni, co wywołało w Hitsugi’m cichy niepokojący śmiech.
Yomi nie spieszył się. Noc była o tej porze roku bardzo ciepła, a
jego cel o znanej mu godzinie, opuści restaurację. Szedł więc spokojnym
krokiem. Dwie długie chustki, niby szale luźno wisiały na jego karku.
Poza tym ubrane miał czarne, podarte jeansy i czarny zapinany sweterek,
pod którym nie miał już nic więcej oprócz własnego ciała. Przez to, że
był tak niski i raczej delikatnej urody, nikt raczej nie podejrzewał, że
był płatnym mordercą, który właśnie zmierzał ku swojej kolejnej
ofierze. Dzisiaj Akihiro wyjdzie tylnym wyjściem, udając się od razu na
parking do swojego samochodu, i właśnie tam go załatwi. Dzisiaj nie miał
mieć wielu ochroniarzy, więc Yomi sądził, że pójdzie jak po maśle. W
końcu skręcił do podziemnego parkingu, lokalizując samochód yakuza. Nie
miał zamiaru zabijać tych dwóch, którzy pilnowali wozu, gdyż Akihiro
mógłby się domyślić, że coś jest nie tak. Podszedł jak najbliżej się da i
jeszcze raz sprawdził swoją broń. Uśmiechnął się pod nosem do samego
siebie i ustami lekko musnął zimną stal. „Zaraz ładnie sobie zarobimy”,
pomyślał i jak najciszej potrafił, przeładował.
Hitsugi zachował zimną krew, gdy jego szef zadzwonił i powiedział o
tym że plany uległy zmianie i Akihiro będzie wychodzić tylnym wyjściem
na parking. To całkowicie psuło plany Hitsu, który nieco przyśpieszył
krok. Mijał ludzi którzy o tej porze nigdzie się nie spieszyli. Szli
rozmawiając ze swoimi znajomymi, lub rozmawiając przez telefon,
umawiając się na spotkania i omawiając różne inne sprawy. Był przecież
piątek i ludzie chcieli się zabawić. Hitsu poprawił sobie humor myślą,
że i on się zabawi, bo czy nie było zabawnym zabijanie? Ta adrenalina
krążąca w żyłach! Zapach krwi! Krzyk ofiary! Kochał to wszystko.
Uwielbiał. Nie potrzebował pieniędzy, był po prostu sadystą.
Najzwyczajniejszym w świecie sadystą, chociaż sam siebie wolał nazywać
artystą mordu. Kiedy dotarł do parkingu za restauracją, skrył się za
betonowym filarem. Było ciemno, ale odnalazł samochód Akihiro i dwóch
stojących przy nim ochroniarzy. Gdzieś dalej zauważył jakąś postać o
blond włosach. Zmrużył niebezpiecznie oczy widząc błysk lufy. Sam wyjął
swoją broń, uśmiechając się lekko. Niestety nie mógł jeszcze zabić tego,
który najprawdopodobniej chciał przeszkodzić mu w robocie, gdyż strzał
zaalarmowałby dwoje ludzi Akihiro, a ich martwe ciała ,czy też brak ich,
zaalarmowałby samego Akihiro i jego świtę. Nagle po parkingu rozległ
się odgłos kroków. Pojawił się jego cel. Hitsugi nie miał na razie nic
innego do roboty jak czekać, aż się zbliżą. Wiedział, że pozabija ich
wszystkich i najpewniej pomoże mu w tym gość, czający się z drugiej
strony, który na samym końcu także zginie.
Yomi również usłyszał kroki. Przygotował się, czekając aż ofiara
pojawi się na celowniku. „Bogowie, przebaczcie im wszystkie grzechy”,
pomyślał i nacisnął na spust, gdy tylko zobaczył szefa yakuza. Nie był
tego pewien, ale wydawało mu się, że usłyszał dwa odgłosy wystrzału i że
Akihiro oberwał i w głowę, gdzie sam Yomi celował i w serce. Postanowił
jednak zbadać sprawę, kiedy wykończy resztę ochroniarzy, którzy
zdezorientowani zaczęli strzelać gdzie popadnie. Yomi zsunął się niżej
po kolumnie, i przyklęknął, strzelając do ludzi Akihiro, którzy chyba
łudzili się jeszcze, że ich szef żyje. Musiał zmienić miejsce, ponieważ
tamci za bardzo się zbliżyli. Uciekł w bardziej zaciemnioną część
parkingu.
Hitsugi zaśmiał się słysząc krzyk postrzelonego Akihiro. Szczęśliwy
jak dziecko bawiące się w piaskownicy, zaczął przemieszczać się po
ciemnym parkingu, ukrywany przez samochody i filary. Strzelał do
zdezorientowanych goryli Akihiro, którzy mieli powód do przerażenia.
Każdy umierał trafiony z innej strony. Jakby zostali otoczeni. Na
dodatek w parkingu rozbrzmiewał głośny i dźwięczny śmiech. Hitsu był
zachwycony zabijaniem i przyglądaniem się tryskającej z ran krwi.
Przyglądaniem się temu jak z ofiar uchodzi zycie. W końcu został tylko
on sam, nieznajomy blondyn i kwiczący ze strachu ochroniarz.
Yomi i
Hitsu wyszli sobie na przeciw. Między nimi znajdował się jedynie
przerażony człowiek, w którego obaj celowali swoimi spluwami.
„Cholera.. Więc to on strzelał…” pomyślał Yomi, patrząc nad ostatnim
ochroniarzem, na drugiego mężczyznę z bronią w ręku. „Muszę strzelić i
uciekać, bo to ostatni nabój… Jeśli tamten mnie dorwie, będzie źle. Nici
z wypłaty, no i… Kim on jest do cholery?” zastanowił się i nie czekając
dłużej, strzelił, od razu odskakując do tyłu i za filar.
- Kto cię
przysłał?! – zawołał, przeładowując broń. „Usunąć go, czy nie?”
zastanawiał się, mając nadzieję, że ten go nie podejdzie. „Zabiję go
jeśli tylko on zechce zabić mnie”, postanowił.
Hitsugi oddał strzał do ostatniego z ochroniarzy równocześnie z
Yomim. Bezszelestnie przebiegł przez ciemny parking. Zaskoczył drugiego
mordercę wyłaniając się zza filaru i jedną ręką przygważdżając go do
niego. Z lekkim uśmiechem spojrzał się z góry na blondyna.
- Kto mnie przysłał? Na pewno nie ktoś, kto przysłał ciebie… –
odpowiedział spokojnym i głębokim głosem. Drugą ręką wytrącił berettę,
którą trzymał Yomi. Zrobiło mu się dziwnie przyjemnie gdy zobaczył w
oczach blondyna strach – Boisz się śmierci? – zapytał i przesunął lufą
swojego srebrnego pistoletu po szyi chłopaka, obserwując bardzo uważnie
jego reakcje. Bał się i Hitsu wręcz poczuł jak się trzęsie, jak jego
ciałem wstrząsa dreszcz. Przesunął się powoli, ciepłą jeszcze spluwą po
skórze nieznajomego chłopaka. Wzrokiem powędrował za pistoletem, którym
dotarł do sutka. Powoli podniósł spojrzenie na blondyna zaczynając
końcem lufy ocierać się o jego mały sutek. Powietrze w tej chwili
stawało się coraz gęściejsze, przesycone erotyzmem, gdy Hitsu wpatrywał
się z coraz większym pożądaniem na młodego, zdawało by się chłopca,
kiedy przesuwał swoim pistoletem po jego zgrabnym ciele. Po jego nagiej i
ciepłej skórze, która lekko lśniła od potu.
Spojrzenie Yomi’ego powędrowało za pistoletem, który z brzdękiem
upadł na ziemię, po czym szybko wróciło do twarzy drugiego mordercy.
„Niech go szlag… Jest lepszy ode mnie… I po wypłacie do chuja pana…
Pieprzyć wypłatę! Już jestem martwy!”, pomyślał. Nie mógł jednak stać
jak cielę i patrzyć się na drugiego mężczyznę, który, jak Yomi’emu się
wydawało, odczuwał przyjemność z zabijania i jeśli mógł, to także z
dręczenia swoich ofiar. „Szaleniec”, pomyślał, czując jak ciepła
końcówka spluwy, którą tamten trzymał, z premedytacją ociera się o jego
sutek.
- Na pewno nie pracujemy dla tej samej osoby – przyznał,
wpatrując się teraz w zakryte przez soczewki, oczy drugiego – Kto nie
bałby się śmierci, musiałby mieć do końca przesrane życie, albo
kompletnie nasrane we łbie – powiedział, nie będąc pewnym jakie są w tej
chwili zamiary drugiego mordercy.
- Hmm… Obie odpowiedzi są dobre, a to oznacza, że ja… – przesunął
bronią jeszcze bardziej w dół, wsuwając się w spodnie blondyna i
docierając do jego męskości o którą zaczął pocierać lufą nie spiesznie,
powoli pobudzając Yomi’ego – … mam całkowicie nasrane we łbie – po raz
kolejny zrobił pauzę i pochyliwszy się, swoim długim i zwinnym językiem
przesunął po szyi chłopaka, zostawiając na jego skórze wilgotny ślad
śliny – Twoje imię? – zsunął się w dół, by wargami objąć sutek, który
wcześniej drażnił pistoletem. Zassał go mocno, trącając jego koniuszek
językiem. Uwalniając go po chwili z ust, uniósł głowę, mrużąc przy tym
oczy. Mocniej poruszył dłonią nabijając główkę penisa Yomi’ego na otwór
lufy swojego pistoletu, którym poruszał sprawnie, doprowadzając
jasnowłosego mordercę do erekcji. W dalszym ciągu jedną ręką przyciskał
go do ściany, patrząc na niego teraz z dołu i obserwując jego twarz, jej
wyraz, gdy go pieścił. Gdy co jakiś czas wysuwał język by przesunąć nim
po jego skórze czy sutku.
- Yomi… – mruknął bez zastanowienia blondyn. Nie spodziewał się
zachowania mężczyzny, jakim ten popisywał się w tej chwili, podniecając
go z taką łatwością. Być może swój wpływ miał tutaj też drugi czynnik, a
mianowicie ekscytacja jaką Yomi odczuwał po każdym wykonanym zadaniu,
kiedy jeszcze resztki adrenaliny krążyły w jego krwi. Zamknął oczy i
zacisnął zęby próbując się powstrzymać, ale i tak z jego ust wyrwał się
cichy pomruk. „Tylko nie strzelaj do cholery”, przemknęło mu przez myśl.
Oddech blondyna zauważalnie stał się cięższy i krótszy, a jego pierś
unosiła się dość szybko. Yomi czuł jak gorąco oblewa jego ciało i jak
podniecenie miesza się z lękiem – A ty? – udało mu się zapytać, plecami
mocno wpierając się w betonowy filar za sobą.
- Hitsugi – wymruczał, po czym nie odzywając się, zaczął bawić się
Yomi’m, drażniąc go swoimi pieszczotami, którymi sprawiał, że blondyn
czuł niedosyt. Muskał jego wargi w sposób obiecujący za moment coś
więcej, jednak nic nie następowało. Kąsał jego usta i przesuwał po nich
swoim zwinnym językiem, co jakiś czas, zaledwie na chwilę, wkradając się
do ich wnętrza, by musnąć jego dziąsło czy zęby. Gdy lekko zassał dolną
wargę Yomi’ego, patrząc się na niego wzrokiem rozjuszonej bestii,
wysunął spod jego spodni i bielizny pistolet, którym powoli przesunął w
górę jego ciała. Przesunął po szyi drżącego z podniecenia blondyna
jeszcze wyżej, aż dotarł na jego skroń. Niemal poczuł zapach jego lęku
gdy przycisnął lufę do skroni, na której pulsowała żyłka – Say bai bai –
wymruczał i mocno i zachłannie przylgnął do warg Yomi’ego, całując go
brutalnie i agresywnie, językiem stymulując jego język, który oplatał
własnym, masował i przepychał się z nim pospiesznie.
Nacisnął na spust.
Odgłos rozszedł się echem po cichym parkingu, na którym zdawało się, że słychać jedynie głośne oddechy.
-
Bai bai… – wyszeptał Hitsu, przerywając namiętny pocałunek. Ostatni raz
przesunął dłonią po ciele zesztywniałego teraz chłopaka. Przesunął po
jego brzuchu i w jednej chwili odwrócił się i odbiegł. Nie słychać było
jego kroków. Jedynie cichy śmiech i przyspieszony oddech Yomi’ego.
Yomi powoli, cały zdrętwiały ze strachu, osunął się po filarze w dół,
odzyskując władzę w ciele dopiero po około jakichś pięciu minutach i
dopiero wtedy gdy z odrętwienia wyrwał go krzyk jakiejś kobiety. Szybko
sięgnął po swoją broń, uciekając z miejsca zdarzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz